środa, 26 listopada 2014

Opowiadanie "Świeca" rozdział 10.



                                                                        10.



                I nadeszły dni, kiedy wreszcie dziewczyna mogła zapomnieć o troskach. Ojciec zniknął z pola widzenia, relacje z wujkiem stały się lepsze jak i te z Edem.  Wreszcie mogła powoli marzyć o tym, że może nie wszystko, co przed nią jest na przegranej pozycji. Może zły los sprowadziłby na Williama, i umarłby przed ściągnięciem Millie do swego zamku. Może miała ją spotkać swego rodzaju nagroda i zostanie królową w żałobie po ojcu.  Tego sobie życzyła.
              Jaką miała jeszcze jedną prośbę do losu? Mąż. Nieodłączny element każdej kobiety, normą był fakt, że ojciec oddawał swoją córkę spod swych skrzydeł, pod skrzydła innego mężczyzny. Kobieta była dodatkiem, kobieta sama nie funkcjonowała. Już małym dziewczynką, o odpowiednim statusie społecznym, wpajano tą wartość. To, że bez mężczyzn nie istnieją. Tak było z Millie. Też nie wierzyła w swe możliwości, nie znała całego wachlarzu swoich umiejętności. Wycofana, bo przecież płeć piękna nie musi mądrze mówić, ma jedynie pięknie wyglądać. Dopiero znajomość z Amandą sprawiła, że i blondynka zaczęła się buntować temu spojrzeniu na świat. Bunt przy przyjaciółce, a w tłumie mężczyzn dwie różne sprawy. Wiedziała jak jeden osobnik może ją zniżyć do poziomu podłogi przy swych towarzyszach. Czytelnym obrazem tego był William. Oni mieli siłę, oni władali światem. 
            A jednak… Teraz w swych sennych marzeniach chciała być przeznaczona komuś, kto będzie ją słuchał, kto będzie akceptował, kto będzie prowokował. Marzyła o kimś pokroju Eda. Jednak nie zamierzała przyznawać się do trywialnych uczuć.  W dodatku nie chciała zasmucić swego wuja.  Przecież, jeśli wszystko się tak dobrze układało to jak mogła zepsuć ten wspaniały układ przez coś, czego nie znała, co wydawało się nieokreślone, przytłaczające. Musiała myśleć o przyszłości, nie tylko swojej jak i całego kraju. Takie było jej życie.
             Sam Ed nie wymagał od niej dużo. Wystarczyło, że była. Wystarczyła sama obecność, to, że stała się jego muzą, natchnieniem. Co wieczór, kiedy zamykali się w swych pokojach, kiedy brązowooki kładł się do łoża dokładnie pamiętał jej twarz, jej śmiech. Był jak pochłonięty przez nadludzkie moce.
            Do jego pokoju pewnego dnia zapukał niespodziewany gość. Kiedy ocierając swą twarz z wody, po porannej toalecie podszedł do nich i otworzył. Karol poprawiał swoją przepaskę na straconym oku. Widząc malarza westchnął. Nie prosił o wpuszczenie, sam wszedł do środka. Ed zmarszczył brwi, naprawdę zdziwiony, nie samym wtargnięciem, co zjawieniem się. Dove ciągle go omijał, pokazywał jak bardzo nieistotnym człowiekiem był na tym dworze, a tu…
- Mam nadzieję, że zostaną mi wybaczone braki manier jednak o ile pamiętam to nadal mój dom…- wytłumaczył mężczyzna z bardzo ochrypłym głosem. Przeszedł się po pokoju obserwując obrazy.
- Nie musi pan się tłumaczyć.- Westchnął brodacz zamykając drzwi. – Jak mniemam zjawił się pan tutaj związku z Millie.- Zgadł bez mrugnięcia powieką. 
Karol jednak milczał. Stanął przed jednym z malowideł, na których naciągnięty był biały materiał. Odkrył go i wtedy ujrzał swoją bratanicę a raczej jej portret.
- Malujesz jakbyś wyznawał najczulszą religię świata.- Określił przekrzywiając głowę na bok. Spojrzał dopiero wtedy na Eda. – Nie podoba mi się to.
           Wujek dziewczyny nie był kimś, kto skrywa swoje zastrzeżenia, tym bardziej, jeśli chodzi o sprawy związane z sercem i uczuciami. Od zawsze był kimś, kto wyznaczał granicę, kto mówił, czego wolno a czego nie. To on był tym, który powiedział matce Millie że robi źle, jednak jej pomógł.  To on był najbardziej świadomy z wszystkich osób z tej rodziny. Teraz czuł się jak przed laty, jak wtedy, kiedy niebieskie oczy rodzicielki blondynki wypłakiwały się wyjawiając najgłębsze uczucia do mężczyzny zakazanego jej. Historia się powtarzała, a Millie nie mogła uciec, miała być królową. Musiał wszystko zgasić zanim ogień pochłonie nieodpowiedzialną dwójkę.
- Nie czuję się przymuszony do przepraszania z zaistniałą sytuację.- Odpowiedział młodzieniec prostując się stojąc jedynie w podkoszulku i spodniach.
- Lecz ja czuję się przymuszony… niemal stworzony do obalenia tego, co może zagrażać. I ty chłopcze musisz wziąć za to wszystko odpowiedzialność. Twoim problemem będzie to, co czuje… nie jej. Jest jedynie młodą kobietą, nie igraj z jej naiwnością.- Zakrył jej obraz i podszedł do niego.- Zabieram ją na polowanie, po nim zmieni się dla was wszystko… dla ciebie. Daje ci moment na pożegnanie… Moment na to abyś ostatni raz mógł się znajdować przy jej boku. I tak to za wiele. Twój wybór, co zrobisz.- Karol zmierzył go wzrokiem, po czym wyszedł.
           Ed stał zdumiony. Nie rozumiał tego, co właśnie miało miejsce. Rozejrzał się po swoim pokoju. Czy on dobrze zrozumiał? Jednak nie rozumiał insynuacji. Nie chciał rozumieć, nie chciał zdać sobie sprawę z swych uczuć. Umiał je nazwać, wiedział, jakie są one silne, jednak nadal nie potrafił powiedzieć temu wszystkiemu ‘’tak”.  Nie rozumiał zbyt wielu rzeczy. Jedno było pewne, Karol miał ważny cel w tym wszystkim. Jedynie przez chwilę się wahał. 
           Zarzucił na swe ramiona bawełnianą koszule, po czym wybiegł z swej sypialni. Nie wiedział gdzie szukać blondynki. Nie wiedział na ile ma prawo pytać innych mieszkańców o jej imię. Czy mieliby się domyślić? Nie mógł. Dopiero po momencie odnalazł ją w stajni. Była sama, miała zasiąść brązowego konia. Włosy miała splecione w jeden długi warkocz, ubrana w lekką suknie.
- Millie…- podbiegł do niej. 
Na ustach nieświadomej blondynki pojawił się wielki uśmiech.
- Ed?! Jedziesz z nami do lasu?- Zapytała ubierając rękawiczki na dłonie.
- Coś jest nie tak… nie jedź.- Prosił łapiąc ją za ramiona.
- Ej… spokojnie. O co ci chodzi? Stało się coś?- Zmarszczyła brwi widząc jego minę. Nigdy taki nie był, nigdy się nie bał, a teraz? Jego mimika była bardzo zmieszana.  Niebieskooka dotknęła jego zarośniętego policzka.
- Coś będzie nie tak… nie wiem, co ale, proszę cię nie jedź. – Głos mu się nieco załamał. Millie rozejrzała się po pomieszczeniu.
- Nie wiem, co wiesz, ale półsłówka nie mogą być mi dewizą. – Odpowiedziała, po czym pocałowała go w policzek. Ed złapał ją za biodra przyciągając do siebie by móc ją przytulić.
- Ed…- szepnęła dziewczyna naprawdę coraz bardziej zdając sobie sprawę z tego jak inaczej się on zachowuje. 
            Ograniczał przecież ich cielesne zbliżenia. Mężczyzna jednak zamknął oczy wtulając się w nią. Co jeśli Karol jedynie ich nie straszył, jeśli nagle wszystko się zmieni, co jeśli na siłę zostanie oddzielony od niej? Nie mógł pojąć tego wszystkiego. Oboje tulili się do siebie w milczeniu, dziewczyna rozumiała, że coś musi być na rzeczy, aby malarz się tak zachowywał. Wiedziała, że musi o to wszystko wypytać, jednak teraz nie mogła.
- Panienko… hrabia Dove już czeka.-Usłyszała głos jednego z służących. Momentalnie para się od siebie oderwała.
- Już jadę.- Odpowiedziała szybko chcąc się odsunąć na odpowiednią odległość. Ed jednak ujął jej podbródek.
- Millie… -szepnął, a jego brązowe oczy przemknęły po jej różowych policzkach.
- Nie mogę…jestem… bezsilna.- Odpowiedziała skupiając na nim całe swe siły. 
         To go zgasiło, całą jego nadzieję. Pogładził jej policzek i jak zwykle przegrał z swym rozumem. Powinien porwać ją w głęboki pocałunek, pokazać, że zawsze chce być częścią jej świata, jednak nie umiał. To nie on był jej przeznaczony. Westchnął i odsunął się od niej.
- Uważaj na siebie.- Powiedział już nie patrząc na Millie. 
        Dziewczyna, choć zmieszana, wsiadła na konia, po czym ruszyła nim na zewnątrz stajni. Tam odnalazła swego wuja. Razem z nim ruszyła powoli przez las. Dookoła koni biegały psy wytresowane specjalnie na polowania. W głowie blondynki krążyły jedynie myśli dotyczące Eda. Co mogło się wydarzyć, że się tak zachowywał? Karol zerkał na swoją bratanicę i zbyt dobrze wiedział, że coś jest nie tak. Zrównał swojego konia z jej i odchrząknął zwracając na siebie jej uwagę.
- Ed… cóż… wydaje mi się jakbym znał tego chłopaka.- Mówił patrząc prosto przed siebie. Millie zmrużyła oczy przez świecące słońce.
- Wiesz coś o nim?- Zaciekawiona podjęła temat.
- Nie… to znaczy rozpoznaje w nim kogoś znajomego, ale… nie wiem.- Westchnął bezsilnie i wzruszył ramionami. Zerknął na dziewczynę i się uśmiechnął.
- Dlaczego mi to wszystko mówisz? Nie lubisz go przecież.- Odparła bez skrupułów dziewczyna. Karol przez to się zaśmiał i pokiwał głową z uznaniem.
- Jesteś mądra.- Przyznał nadal uśmiechając się szeroko.
- Nie oczekuję komplementów, które mają mi coś osłodzić. Jad zawsze będzie jadem.- Zauważyła marszcząc brwi. Wtedy Dove odchrząknął i spojrzał na konia pod sobą gładząc jego ciepłe ciało.
- Czas abyś z niego zrezygnowała… czas abyś znalazła się na drodze odpowiedniej dla ciebie.- Zaczął ostrożnie.
- Jaką drogę? Czy nie moją drogą jest tron? Jednak zanim go osiągnę to jeszcze minie trochę czasu.- Millie przynajmniej miała taką nadzieję.
- Kochanie… czas abyś została żoną.- Wydusił z siebie.
Niebieskooka aż zatrzymała konia. Oddech stał się płytki. Patrzyła przed siebie otępiała. Karol również się zatrzymał i zawrócił do niej.
- Co to znaczy?- Zapytała jakby będąc w śnie. 
Mężczyzna nie chciał odpowiedzieć. Sam był wściekły na siebie, że znów podstępem przedstawi jej takie informacje. Zacisnął mocniej szczęki patrząc w las.
- Co to ma znaczyć!- Uniosła głos o oktawę wbijając w niego swój wzrok. 
Karol nie mógł się temu bronić.
- Twój ojciec zadecydował, iż czas na twój ślub. Jak najszybciej. Dzięki temu przyzwyczaisz się do roli żony zanim staniesz się głową państwa.- Odpowiedział z niechęcią. Łzy naszły jej do oczu. William. 
Zrobiło jej się niedobrze, kiedy tylko zdała sobie sprawę, kto ma prawo wybrać jej małżonka.
- Nie zgadzam się… nie chcę… nie teraz…- zaczęła wyrzucać z siebie słowa jak w amoku. Wuj zacisnął usta, tak bardzo bolało go to, w jakim stanie była dziewczyna.
- Niestety… zapadła decyzja.  Ślub odbędzie się za dwa tygodnie.- Głos mężczyzny brzmiał lakonicznie. Był wyprany z uczuć.
- Nie wierzę! To nieprawda! Wujku! Nie! Ja nie chce! Błagam nie!- Millie popadała w panikę. Bała się, najzwyczajniej. Bała się swego ojca, bała się jego wybranka przeznaczonego na jej męża. Bała się przyszłości, którą musiała oddać w ręce króla.
- Millie…- szepnął bezradny mężczyzna. Dziewczyna spojrzała na niego. 
           Go przepełniał ból, jakby robił coś wbrew sobie. Otarła łzy i nawróciła koniem. Musiała jak najszybciej dostać się do dworu, jak najszybciej uciec z Edem i Amandą. Muszą jeszcze coś zrobić, musiało być wyjście. A przecież malarz uprzedzał! Mogła go posłuchać. To o tym mówił. Kiedy sunęła na koniu słyszała krzyki mężczyzny za sobą. Nawoływał ją, nie mogła jednak się zatrzymać. Zaciskała mocno szczęki. Musiała siebie bronić. 
         Zwolniła dopiero na skwerze przed głównymi drzwiami do dworu. To tam stała wielka, czerwono-czarna karoca. Rozpoznała jedynie herb królewski. Z jej ust wydobył się zdławiony pisk. Wtedy wysiadł z niej on… William. Na jego ustach znowu ukazywał się fałszywy uśmiech. Pierś dziewczyny unosiła się z trudem. Płakała. Doraźnie szukała ucieczki, pomocy… Eda. Nigdzie go jednak nie było. Służba wynosiła liczne bagaże króla do dworu.
- Córko!- Westchnął uraczony jej wyglądem i niecnie oblizał dolną wargę widząc jej różowe policzki. 
Podszedł do jej konia jednak ta chciała go kopnąć.
- Nie!- Wrzasnęła. 
To skupiło uwagę kilku mężczyzn stojących przy powozie.
- Suko… jak witasz ojca.- Syknął cicho przez zaciśnięte zęby. 
Dziewczyna uciekła wzrokiem ten jednak pociągnął nią tak silnie i nagle, że zsunęła się bezwładnie z konia. Chciała wrzeszczeć jednak król przycisnął ją do siebie, niby w serdecznym uścisku jednak jego dłonie spłynęły na jej niższe partie ciała.
- Jak witasz… ojca.- Powtórzył wymuszając na niej, aby odwzajemniła przywitanie. Płakała zmuszając się do tego. Wtedy na skwer wybiegł Ed umazany farbami.
- Ty!- Rzucił się od razu w obronie przyszłej królowej jednak jeden z sług króla go zatrzymał. Nawet próby wyrwania się nic nie dawały.
- Puść mnie…- błagała dziewczyna czując jak William mocniej napiera na jej ciało, jak jego męskość rośnie w niepowołany sposób zważając na ich więzy krwi. Ten jedynie się zaśmiał.
- Szujo!- Krzyknął Ed przez cały trawnik jednak oprawca poczuł miłe łechtanie jego zabrudzonego ego. Dopiero, gdy usłyszeli nadjeżdżające konie Karola całe przedstawienie się zatrzymało. Ojciec odsunął się od córki i przyjął minę jakby właśnie zobaczył najsłodszą rzecz na świecie.
- Karolu! Jak wyśmienicie znów znaleźć się w twym pustkowiu!- Przywitał brata rozłożonymi rękoma. 
             Millie cała drżała niemal rozpadając się na części. Łzy leciały jak szalone. Starszy Dove jednak patrzył jedynie na nią. Zsiadł z konia i podszedł do bratanicy obejmując ją z całej siły dając całusa w czubek głowy. Ed wyrwał się z rąk służących i dobiegł do blondynki.
- Wszystko będzie dobrze… to nic takiego.- Mówił starszy mężczyzna prostując się. Otarł jej łzy.
- Co jest grane?- Zapytał malarz czując się kompletnie zagubiony w tym wszystkim.
- Zabierz mnie… stąd.- Poprosiła dziewczyna łapiąc go za rękę. 
William chciał coś powiedzieć jednak jego brat mu tego zabronił ruchem dłoni. Ed zerknął na starszego Dove, który jedynie kiwnął głową pozwalając im odejść. Wziął, więc konia dziewczyny oraz ją i przeprowadził do stajni. Gdy tylko w niej się znaleźli dziewczyna wybuchła gorzkim płaczem. Nie wiedział, co robić, co się stało. Jedyne, co mógł zrobić to ją do siebie przytulić. Długo płakała w jego ramię, dopiero po jakimś czasie, gdy się uspokoiła wzięła głębszy oddech.
- Wychodzę za mąż…- szepnęła.
To zabiło jego serce.



            Siedziała w swym pokoju gładząc suknię. Kilka ostatnich dni były zbyt bardzo została odstawiona od tego, co jej serce mówiło. Zbyt wiele dni przepłakała. Była bladsza. Choć tak naprawdę nic jej się nie działo, wiedziała, że to jej koniec. Po ślubie miała przenieść się do zamku, wraz z małżonkiem. Taka była wola Williama. Ona nic nie miała do powiedzenia. Nie walczyła. Jedynie czasami widziała jak Karol zaciska dłoń w pięść w czasie rozmów w salonie. Nie zgadzał się, co do tego zeswatania, a jednak. To ojciec decydował. Decydował o wszystkim, co ona dostanie i co zostanie jej odebrane.
           To właśnie teraz przechodził się po jej cichej sypialni. Po chwili ordynarnie usiadł na jednym z foteli. Założył nogę na nogę i zaczął oglądać swoje paznokcie.
- Nie zastanawia cię czasem, dlaczego wybrałem Roberta? Najbardziej pizdowatą osobę…najmniej odpowiedniego mężczyznę do czegokolwiek?- Zapytał jednak dziewczyna nawet na niego nie patrzyła. Zdawał sobie sprawę, że nie odpowie. Zaśmiał się krótko i wygładził swój frak.
- Widzisz moja kochana Millie… znam takich jak on. Znam jego ojca, jest dokładnie taki sam jak ten młodziak. Nic nie wie o życiu, po za światem. Tupniesz to ucieknie…- mówił to wymieniając wszystko powoli i z konsekwencją. Westchnął ciężko widząc jej wypłowiałe spojrzenie.
- To właśnie jest cecha, której szukałem dla twego męża. Mam go w garści… boi się mnie.- Uśmiechnął się zjadliwie i wstał z swego fotelu. Powolnym krokiem sprawił, że zajął miejsce tuż za blondynką. To właśnie jej rozpuszczone włosy stały się obecnie jego pragnieniem. Dotknął ich i niemal jęknął.
- To dzięki niemu będę mógł mieć wiecznie ciebie… na własność.- Wysyczał nachylając się nad nią by złożyć na jej obojczyku krótki pocałunek. Była przytłumiona, jedynie powolna łza spłynęła po jej policzku.
- Jesteś bestią…- wyszeptała skulając się.
- Jesteście tacy podobni ty… i ten twój Ed.- wykpił go kucając przed nim.
- Myślisz, że całe życie będzie przy tobie? Nie będzie walczyć… już nie walczy.
Dłoń dziewczyny uniosła się i uderzyła go w twarz. Odgłos uderzenia odbił się od ścian.
- On jest jedynym wartościowym człowiekiem.- powiedziała będąc tego święcie przekonana. Jednak ojciec zaczął się donośnie śmiać.
- A co jeśli rodzeństwo kruków powróci? Jak myślisz długo będzie za tobą ganiał, kiedy zostaniesz żoną? Czyż nie jest najbardziej moralnym mężczyzną, jakiego świat widział? Jak myślisz czy będzie patrzył na twe życie i będzie chciał okryć cię hańbą, kiedy będziecie się spotykać? Czy wybierze Włochy? Farby? I senne marzenia, aby móc robić z tobą to, co ja będę robić.- W jego oku pojawił się niepokojący błysk. Millie zerwała się na równe nogi chcąc uciekać. Zdziwiła się, gdy nawet jej nie zatrzymywał.
- Nie uciekniesz przed tym.- Rzucił głośno, kiedy wybiegała z pokoju. 
            Kierowała się tam gdzie słyszała głosy, jak najdalej od tamtego pokoju, od Williama. Chciała wpaść w ramiona Eda, chciała, aby ją zabrał stąd. Wiedziała teraz skąd kilka tygodni wcześniej znaleźli się w tym domu dziwni przybysze, skąd Anna… Dobrzy znajomi króla. Biegła nie patrząc na nic, kiedy nagle wpadła na kogoś. Owy ktoś, mężczyzna złapał ją za łokcie, aby nie upadła.
- Ed!- Jęknęła jednak, kiedy uniosła wzrok zdawało jej się, że zwariowała. Ed jakby zmalał i się zestarzał. Czy aby na pewno był to jej malarz? Zmarszczyła brwi i zerknęła na jego towarzysza, znacznie wyższego. Byli podobni jednak się czymś różnili. To nie Ed.
Cofnęła się o krok przestraszona nieznajomymi.
- Panienka Dove?- Zapytał starszy, ten podobny do jej wybawcy. Dziewczyna jedynie pokiwała głową zapominając o manierach. Ten wyższy uśmiechnął się szczerze i ukłonił się.
- Alexander Gardea IV, a to mój brat Kaspin Gardea I.- Przedstawił się ten młodszy.
Za jej plecami pojawił się Karol. Na jego ustach pojawił się uśmiech zadowolenia jednak i zdziwienia.
- Skąd tacy dalecy goście w mym skromnym dworze.- Zapytał mężczyzna witając się z przybyszami. Millie zerknęła na swego wujka jakby szukała wytłumaczenia.
- Doszły nasz słuchy zamążpójścia przyszłej głowy tego cudnego kraju… ojciec jednak… miał inną okoliczność na myśli, i na pewno nie z szlachetnie urodzonym Francuzem… O ile wiem to nie z Francją, Anglia chce zawrzeć na Nowej Ziemi sojusz przedrewolucyjny.- Mówił ten starszy zerkając, co chwilę na dziewczynę.
- Wujku.- Szepnęła Millie.
- Spokojnie…- pogładził ją po plecach biorąc głęboki oddech.
- Wybacz pani za takie najście, za być może zmiany w twym losie jednak… czasem lepszym rozwiązaniem są zmiany niżeli tradycjonalne poddawanie się starym przyjaźnią.- Powiedział Aleksander i ukradkiem posłał do niej oczko, co było nie na miejscu jednak przełamywało jakieś lody między ich odrębnymi światami.
- Millie, wybacz. Muszę zabrać moich gości na rozmowę, wraz z twym ojcem musimy coś przedyskutować.- Przeprosił ją Karol, po czym wskazał mężczyzną drogę w stronę gościnnego saloniku. Ruszył, jako pierwszy. 
Blondynka odsunęła się na bok robiąc miejsce do przejścia tamtym. Pierwszy ruszył Kaspin, kiwnął głową na pożegnanie przyszłej królowej, a na samym końcu ruszył Alexander. 
Ten idąc już holem odwrócił się, aby zerknąć na blondynkę. Posłał jej uroczy i delikatny uśmiech a jego brązowe oczy wydały jej się znajomo ciepłe. Widząc jej rumieńce na policzkach opuścił wzrok i szedł dalej spokojnym krokiem, mając dłonie splecione za plecami.
 


Wreszcie rozdział!
Tyle dni się zbierałam za niego i jest!
Jutro na konferencje...
A w sobotę...
trzymajcie kciuki ok?
I tradycyjnie jak wam się podobało?
Zapraszam do komentowania!
Dzięki że jesteście!!
Potrzebuję was!

2 komentarze:

  1. Od czego tu zacząć... "Polowanie" jak Ed ja ostrzegal to myslalam, ze Karol zabierze ja gdzies i potajemnie odda jej ojcu, a tu kabuuum! William pod dworem Karola. Biedny Edzio.. Kiedy się dowiedzial, zze Millie wychodzi za maz.. Az mnie serduszko zabolalo. Co ty jeszcze dla niego zrobisz.. A kiedy Millie uciekała od Williama z pokoju i wpadla na faceta i bylo ze wygladal jak Ed ale sie postarzal i posiwial, to pomyslalam, ze moze z tego stresu sie tak zmienil hahahahahha xd ale dopiero po chwili sie zjarzylam, ze jest przeciez podobny gosciu do Eda XD A WILLIAM TO SZUJA GNOJ I LAJDAK! nienawidze go ;_; a reszta jak oni moga byc tak slepi ze cos z nim jest nie tak?! Pojebus. Cos czuje ze Millie wyjedzie do Williama.. To nie bedzie fajne. Jeszcze tu się namiesza, az sie boje ;_;,no i w koncu rozdzial! Ile mozna?! XD bede z toba duchem w sobote maj dir! Jak juz sie wszystkiego dowiesz to czekam na wiadomosc :) cuuuudowny rozdzial, stesknilam sie za Swieca :* czekam na kolejny rozdzial!! *.* Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam napisanego komentarza to mi zjadło :(
      jak widze od cb komentarz to momentalnie wszystko mi się cieszy!
      Dziękuję za komentarz!
      jedyny XD
      więc dziękuję Aniu! Za twoje wizje!
      wg denerwuje mnie fakt ze mam tak niewiele czasu na koralika :( potrzebne wolne! na teraz!

      Usuń