niedziela, 9 listopada 2014

Opowiadanie "Świeca" rozdział 7.

                                                                7.



             Ciemność i pustka w głowie dziewczyny trwały zbyt długo. Gdy otwarła oczy widziała jedynie baldachim. Znała go naprawdę dobrze. Teraz lekko krążył nad jej głową. Oblizała suche usta, po czym poczuła czyjąś dłoń trzymającą jej rękę. Spojrzała na ową osobę i rozpoznała w nim swego wujka. Siedział z zwieszoną głową, a opaska na straconym oku nieco mu się osunęła. Widać było, że jest zmęczony. W pokoju panowała ciemność, tylko kilka świec było koło jej łoża. Dostrzegła śpiącą Amandę przy drugiej stronie łóżka. Nikogo innego nie było. Było bardzo cicho. Millie ruszyła się nieco, co obudziło Karola. Uniósł głowę i spojrzał na blondynkę. Była bardzo blada, jednak dostrzegł błysk jej niebieskich oczu. Na jego ustach pojawił się wielki uśmiech. Pierwszy, jaki widziała u niego na twarzy odkąd przyjechała. Otarł szybko jedną łzę, która pojawiła się w kąciku jego oka.
- Millie...- szepnął gładząc jej policzek.- Tak się o ciebie bałem...- dodał chropowatym głosem. Dziewczyna przymknęła oczy ze zmęczenia.
- Wujku...-westchnęła ściskając jego dłoń.
- Moja mała Millie..- zakazał jej tym mówić. Widział jak się męczy. Przecież kilka godzin temu jej oddech zamilkł na kilka sekund. Sądził, że wszystko to wina nagłych emocji.
- Jesteś taka słaba i krucha...- przetarł dłonią twarz i usiadł na jej łóżku. Spojrzała na niego starając się nie odpłynąć znowu w sen.- Tak bardzo przypominasz mi twoją matkę...Zbyt delikatna dla tego świata. Jak ty masz być królową... źle, że trzymałem was pod kloszem.- westchnął znowu opuszczając głowę nisko.
- Gdzie on...?-sapnęła dziewczyna.
- Na pewno chcesz go zobaczyć..- przyznał jakby z nutą smutku w głosie.- Pójdę po twego ojca...- wstał z jęknięciem. Za długo czuwał przy Millie, o czym dały mu znać bolące kości.
- Nie!- pisnęła niebieskooka, co obudziło Amandę. Ta od razu stanęła na równych nogach gotowa do pracy. Karol jednak już ruszył do drzwi, był zbyt zamyślony
- Millie!- krzyknęła służąca,  podbiegając do łóżka i od razu rzucając się przyjaciółce na szyję. - Ale nam stracha napędziłaś! Już wszyscy myśleli że z tobą koniec! Ty wiesz co? Dobrze, że był Ed. On jest jakimś chyba szamanem, jak ci co widzieliśmy na Nowej ziemi. Wszyscy wpadli w panikę tylko nie on.-opowiadała jak najęta brunetka. Millie spojrzała na nią i lekko się uśmiechnęła.
- Przyprowadź go tu...Potrzebuję go...- szepnęła.
- Ale zaraz zjawi się twój ojciec. Niby taki przystojny... król... a o córkę nie dbał. Twój wuj tutaj cały czas siedzi... William poszedł się przespać, jakby nic ci nie było. Albo po prostu jest tak nieprzyzwyczajony do posiadania dzieci.- wzruszyła ramionami przy tym nieco gestykulując.
- Amanda... proszę... Ed musi być przy mnie...- głos przyszłej królowej robił się bardzo cichy.
- Nie rozumiem cię Millie...ale...no dobra. Zaraz wracam.- stwierdziła nieco wahając się po czym biegiem ruszyła do drzwi. Szybko za nimi zniknęła. Blondynka bała się. Za chwilę miała stawić się oko w oko z swym ojcem, z mężczyzną, który spowodował u niej najgorsze wspomnienia. Momentalnie zaczęła czuć wyrzuty sumienia. To była miłość jej matki, jej ojciec. Jak mogła do tego dopuścić? Powinna wyczuć tą samą krew w nich! Jednak jakim był człowiekiem,  który tak postępuje z kobietami? 
           Drzwi od komnaty się otworzyły. Do środka wszedł Karol, a za nim król. Miał na sobie fioletowe szaty. Na widok jego ciemnych oczu zrobiło jej się niedobrze. Odruchowo zacisnęła dłonie na kołdrze. Usiadła nieco na łóżku sprawdzając swój wygląd. Kobietę w owej szacie można było tylko widzieć gdy była chora, inny przypadek? Jedyny znany mężom. Włosy miała rozpuszczone, a biała koronka spoczywała na jej klatce piersiowej. Wyglądała na jeszcze młodszą. Williamowi nawet powieka nie drgnęła, gdy zobaczył ją w tym stanie. Natomiast Karol ciągle marszczył brwi, nie umiał tym razem skrywać swych emocji. W dodatku spoglądał jakby z obawą na swego młodszego brata, jak i na bratanice. Dziewczyna bała się, że coś mógł przeczuwać, albo Ed coś wyjawił. Jednak mogła to źle interpretować.
- Cóż, myślałem że będzie spać do rana... chociaż każdy by się wyspał.- odezwał się król chłodnym tonem.
- Jest na tyle osłabiona, że i tak zaraz zaśnie... to dobrze że się ocknęła...- tłumaczył Karol. Miał sine place pod oczami. Millie była niemal pewna, że po podróży nawet nie odpoczywał.
- Bracie... wybacz za me zachowanie...rozumiem potrzebę jej zachowania, jednak... jeśli już się zbudziła, i ja tutaj przebywam... chciałbym wymienić z córką pierwsze słowa. Sam na sam.-Dopiero po tym spojrzał na blondynkę, której oczy zaszły łzami. Karol był bezsilny, jednocześnie czuł się odsunięty. Zagryzł dolną wargę. Taka była jego rola. Rola wujka, opiekuna, jednak teraz gdy jego brat poznał swą następczynię, jego osoba musiała schować się w cień. Głos dziewczyny utknął w gardle. Nie umiała błagać wujka o pozostanie. Wyszedł, jedynie sunąc swym ciemnym okiem po jej bladej twarzy. Gdy zazgrzytała klamka, tylko cichy pisk miała w swej głowie. Nie odważyła się spojrzeć na ojca od razu. 
         Ten powolnym krokiem, szurając pierw jednym butem, a następnie drugim,  podszedł do jej łóżka. Usiadł przy jej stopach i westchnął teatralnie. Przeczesał palcami swe ciemne włosy i odchylił się nieco do tyłu aby spojrzeć na jej całą osobę.
- Jesteś cwańsza od swej matki...- wypłynęło z jego ust. - Ale aby posuwać się do takiej... zabawy...Lepiej dla ciebie, aby nikt nie poznał twej czarnej tajemnicy...- syczał niczym wąż.
- Ale...-jęknęła dopiero teraz na niego patrząc.
- Myślisz, że mi jest ciebie żal? Udajesz głupią... jakie ale? Może chciałaś mi mocniej possać? Za dobrze wam tam było... za mocno byłyście rozpieszczone. Moja matka dobrze mówiła aby was zostawić w Anglii! Pieprzony patałach Karol... - zacisnął dłoń w pięść jakby chciał komuś zrobić krzywdę. Oddech dziewczyny świstał jak przez niedomknięte okno.
- Możesz pomarzyć o koronie... możesz pomarzyć o świętym spokoju...kiedy zabiorę cię do zamku... Nikt... rozumiesz? Nikt cię nie obroni! Jesteś zwykłą dziwką...Zawsze nią zostaniesz... nie mam córki... mam swoją własną kurwę...- podniósł się i podszedł do niej bliżej. Jedną ręką chwycił ją za głowę, a drugą zaczął rozwiązywać pas u spodni. 
         Wtedy do pokoju wpadł Ed. Dopinał na sobie frak, spod niego wystawała nie wciągniętą biała koszula, włosy miał nieco w nieładzie. William zamarł zerkając kto to. Kiedy brunet zorientował się co widzi zamarł.
-Czego?- zapytał król poprawiając dla pozorności swoje spodnie by drugą pogładzić policzek córki.
- Słyszałem iż panienka się ocknęła...postanowiłem odwiedzić jej osobę.- zerknął na Millie. Oddychała szybko, a na policzku miała łzy. Zagryzł dolną wargę z wściekłości. A więc nie miała majak, to ojciec był zbrodniarzem. Kiedy William puścił jej twarz, opadła niczym szmaciana lalka na poduszkę.
- Jak widać żyje... niegodne jest nawiedzać pokoje niewiast w nocnych porach.- oznajmił Dove podchodząc bliżej do artysty. Temu nie brakło odwagi. Zrobił krok do przodu ku przeciwnikowi.
- Pouczanie o niegodnych czynach przez osobę niegodną ziarnka dobrego słowa.- ocenił go zakładając ręce na torsie. Był bardzo pewny siebie, w dodatku górował nieco nad mężczyzną wzrostem.
- Cóż za ocena nieodpowiednia co do miejsca, czasu oraz osoby.- uniósł brew król robiąc oczy niczym wredna jaszczurka.
- Czasami niektóre osoby źle oceniają momenty... ale królowi chyba to nie wypada? A może mam mylną ocenę co do władcy? Może jest nad prawem Boskim? Albo tak mu się wydaje zachowując się bardziej ordynarnie niżeli wieśniak pozbawiony zmysłów?- pytał przybliżając się do króla o kolejny krok.
- Możesz zostać ścięty o te słowa o głowę.- zagroził.
- Jest to pańska łaska lub nie łaska... Król zawsze ma rację.. nawet kiedy zachowuje się jak zwierz pchnięty dziką fascynacją?- był bezczelny i bezkompromisowy w swych słowach, jednak William zamiast wezwać straż uśmiechnął się chytrze.
- Dobranoc córko...- rzucił przez ramię do blondynki, którą przed chwilą traktowali jak powietrze, po czym wrócił wzrokiem do mężczyzny z okazałym zarostem. - Spokojnej nocy...- skłonił się nieco po czym wyszedł z pokoju.
        Ed nie zauważył nawet, że przez cały czas był napięty niczym struna w harfie, a dłonie zaciskał w pięści. Tylko siłą nie rzucił się na niego. Nie mógł zachować się jak bezmózgi parobek, który zabija przeciwnika na oczach niewiasty, w miejscu gdzie na pewno zostanie on złapany. Musiał zwabić swoją zwierzynę do miejsca gdzie poczuje się jak Millie w najgorszym momencie.
- Ed...- szepnęła dziewczyna, dzięki czemu mężczyzna spojrzał na nią. Widząc jej zapłakaną twarz, uszła z niego cała złość. Nie mógł być targany emocjami, kiedy przy niej musiał i chciał być oazą spokoju. Podszedł do niej powoli, jednak nie odważył się usiąść przy jej łożu.
- Wiesz, że nie mogę tutaj długo przebywać... będą coś podejrzewać.- poinformował ją badając jej twarz swymi brązowymi oczami. Ona uśmiechnęła się delikatnie. Zawsze to robiła przy nim nawet w najgorszym i najbardziej bolącym momencie.
- Wiem...- odpowiedziała wyciągając ku niemu swoją dłoń. Wyglądała na strasznie wiotką. Ed splótł jej blade palce z swoimi, a następnie drugą dłonią pogładził wierzch jej dłoni.
- On jest bestią...- powiedziała zamykając oczy.
- Obawiam się, że tym określeniem mogłaś urazić bestie, porównując je do niego.- zacisnął usta. - Póki jesteś na dworze, nic ci już nie grozi. Nigdy nie dostanie cię w swoje łapska... Dopóki ja tu jestem..-przysiągł patrząc w jej niebieskie oczy. Było widać w nim determinacje i bez wątpienia pewność swych słów. 
         Chciała i musiała mu zaufać. Niedługo po tym gdy zrobiło się ciszej ona zasnęła. Nie umiał odejść tak po prostu. Nadal miał w swej dłoni jej blade palce. Przez chwilę nawet bał się, że gdy wyjdzie, król wróci. Usiadł więc na krześle nieco oddalonym od łóżka, kładąc przed tym jej rękę na białej pościeli. Cisza również skłoniła go do snu. Dopiero rano zbudziła do Amanda.


         Millie dochodziła do sił stosunkowo szybko. Całymi dniami siedziała przy niej Amanda. Po powrocie Karola wszystko wróciło do stanu przed jego wyjazdu. Jedynym minusem był fakt, iż Ed nie mógł tak często odwiedzać jej komnatę. Najbardziej blondynka bała się nocy, kiedy zostawała w łożu sama. Obawiała się najgorszego, swego ojca. Spod poduszki wyjmowała stare listy i czytała je. Nie wierzyła, że tak mógł się zmienić. Gdzie ta miłość do niej i do matki? Gdzie szacunek? Sama go skreśliła na własne życzenie. Najbardziej bała się matki, która patrzyła na nią z góry. Nienawidziła ją zapewne, Bóg ześle na nią najgorsze losy jakie tylko są możliwe. Przejęła inicjatywę, przez którą dopuściła się kazirodztwa. Długo nie mogła się z tym pogodzić, odrzucić myśli na bok. Pewnego popołudnia do jej drzwi zapukał pewien mężczyzna. Karol. Niepewnym pchnięciem uchylił drzwi i uśmiechem powitał swoją bratanicę, która była właśnie czesana przez Amandę.
- Nie przeszkadzam?- zapytał nieco marszcząc brwi. Na twarzy niebieskookiej pojawił się wielki uśmiech. Wuj nadal znikał na całe dnie w swym gabinecie, jednak było od niego czuć o wiele mniej alkoholu.
- Nie!- zareagowała gwałtownie nastolatka, wstając z krzesełka, a służąca syknęła. Prawie skończyła układać jej fryzurę, a ta wszystko zniweczyła. Karol widząc tą scenkę uśmiechnął się. Amandę znał od dziecka, zawsze gdy odwiedzał żonę jak i córkę króla, służąca towarzyszyła blondynce. Były jak siostry, jako nieliczny akceptował ich przyjaźń.
- Chciałem się jedynie zapytać, mianowicie całe dnie spędzam na polowaniu lub w swej komnacie... Jednak stwierdziłem, że ciebie droga Millie nieco zaniedbuję. Przyda Ci się dawka świeżego powietrza. Twe osłabienie... powietrze zawsze mi pomaga...Więc pomyślałem...- mówił nieco zerkając na swe obuwie.- Czy byłabyś skora do takiego czasu w altance w mym ogrodzie?- zapytał po czym ciężko westchnął. Millie nie bardzo rozumiała skąd jego zachowanie. Przecież odkąd przyjechała nie dążyła do niczego tak bardzo jak o spędzeniu z nim jakiegoś miłego momentu. Jakakolwiek chwila z wujkiem była dla niej na wagę złota.
- Oczywiście...- powiedziała nadal z wielkim i szczerym uśmiechem. W brązowych oczach Karola można było dostrzec ulgę oraz swego rodzaju zadowolenie, jednak jego marmurowa maska się nie zmieniła.
- Będę więc czekać na ciebie tam... A ty Millie, pozwól Amandzie dokończyć jej dzieło.- uśmiechnął się nikle do nich, jakby pochłonęły go troski po czym odszedł. Amanda pchnęła przyjaciółkę z powrotem na krzesełko z głośnym westchnięciem.
- Kiedyś wyrwę ci te kudły i zapamiętasz.- narzekała. Jednak teraz żadne słowa nie mogły zepsuć dziewczynie humoru. Wuj sam zechciał spędzić z nią czas.Serce drżało jej z niepokoju. Czy miała się obawiać?
- Powiedz Edowi, że jestem z wujkiem.- powiedziała do Amandy, kiedy była już gotowa do wyjścia. Przemierzyła samotnie trawnik 
         Altanka była usadowiona w dość odosobnionym lecz widocznym miejscu. Widziała już z daleka brata swego ojca. Był nieco starszy od samego króla. Biła od niego powaga i mądrość, której nie mogła się doszukać w twarzy Williama. Kiedy weszła do altanki Karol spojrzał na dziewczynę znów marszcząc brwi jakby z dozą niepewności. Westchnął podchodząc do niej i jedynie ją przytulając. Zamknęła oczy przypominając sobie swe dzieciństwo. Również go objęła i uśmiechnęła się.
- Nigdy nie powiedziałbym, że wrócisz do Anglii sama.- westchnął odsuwając się od niej. Ciepłą dłonią pogładził jej policzek patrząc na jej twarz z uwagą.
- Wydoroślałaś, wypiękniałaś... Kiedy to się w ogóle stało?- mówił to z nietypową dla siebie melancholią. Teraz to Millie zmarszczyła swe brwi.
- Wujku coś się stało?- zapytała od razu, co wymknęło jej się z ust. 
Uciekł od razu wzrokiem gdzieś na bok i odszedł od niej, siadając na drewnianej ławce. Blondynka zrobiła to co on, poprawiając swoją fioletową suknię. Splotła dłonie na udach i milczała. Nauczyła się już nie naciskać na niego. Tego mężczyznę można było zbyt łatwo spłoszyć. Chciał zawsze być twardy, mądry i dojrzały. Rządził w dworze twardą, męską ręką. Niektórzy szanowali go przez samą jego osobę, inni przez lęk do jego możliwości. W końcu przetarł dłonią twarz, jakby był stanowczo zbyt zmęczony.
- Eh... powinienem już dawno porozmawiać z tobą o twoim ojcu...- zaczął dość niepewnie i spojrzał przed siebie, poprawiając swoją opaskę na oku.
- Wujku... proszę nie mówmy teraz o nim. Nie tak od razu... kiedy byłam dzieckiem... wtedy inaczej patrzyłam na świat. Teraz to się zmieniło, wtedy zawsze pozwalałeś mi mówić to co chcę, zawsze mnie wysłuchałeś. Brakuje mi tego... Proszę wujku.- poprosiła chwytając go za dłoń. Spojrzał na nią zdziwiony. Patrzył na nią chwilkę po czym jęknął jakby bezradny na jej minę i się uśmiechnął. Poklepał dłonią jej dłoń.
- Zawsze miałaś ten błysk w oku przez który nie mogłem ci niczego odmówić...- zaśmiał się i westchnął. Gdy się uśmiechał, wydawał się młodszy niż zazwyczaj.
- Zastanawiałam się...-zaczęła przerzucając w głowie wszystkie pytania jakie chciała mu zadać. Trudno było jej zdecydować.- Dlaczego to nie ty jesteś królem? Przecież ty jesteś tym starszym... zawsze najstarsi synowie przejmują władzę.- postanowiła wziąć te które było chyba istotą tego wszystkiego. Może gdyby to Karol był królem, jej losy wyglądałyby inaczej? Może by jej matka stałaby się żoną tego króla. Tyle gdybania. Mężczyzna nieco się zaniepokoił słysząc owe pytanie. 
Zacisnął usta i wstał z ławki. Zaczął powoli krążyć po czym oparł się o jedną z barierek w białym kolorze i spojrzał na nią.
- Myślę, że nie jest to zbyt dobry moment abyś poznawała prawdę.- próbował się wykręcić zbyt prostą wymówką.
- Całkiem niedawno mówiłeś wujku, że jestem już dojrzała... chyba, że zaczynasz sam sobie przeczyć.- wykorzystała jego słowa. Mruknął coś pod nosem kręcąc głową. Zauważyła to więc się do niego dodatkowo uśmiechnęła niewinnie. Karol odkaszlnął aby nie pokazać jak bardzo ujmująca była dla niego i westchnął zakładając ręce na tors.
- Zbyt niewinna z wyglądu, za dobry strateg w środku.- ocenił ją i przetarł dłonią swoją brodę. - Widzisz historia rodziny Dove nie zawsze była klarowna... i chyba nigdy jeszcze nie będzie. Gdzieś zawsze ciągnie się mętna woda. Nieczysta krew...- zaczął mówić stosunkowo powoli jakby uważał na każde z swych słów. Usiadł znów koło Millie na ławce. Dziewczyna bacznie go obserwowała.
- Widzisz mój ojciec... nie zawsze był tym kim powinien być król. Najbardziej niepożądaną cechą było zbyt stronnicze serce. Zanim miał żonę, tą która zapewniłaby i państwu odpowiednią stabilność polityczną. Poznał kobietę... nie była wysoko urodzona. Była zwykła. Jednak nie dla niego. Miłość go zdradziła. A raczej to kim powinien być. Tak oto niewiele później okazało się że ona jest w ciąży. Nie mogła jednak stać się jego żoną, w planach był już ten właściwy ślub. Kobieta musiała odejść. - westchnął zamykając nieco oko jakby chciał się bardziej skupić. - Jej życie nie było ani trochę lekkie. Urodziła syna, wychowywała go nie mówiąc nikomu kogo on jest następcą. Nikt nigdy się nimi nie zainteresował. Długo te prawowite małżeństwo nie przynosiło upragnionego owocu. Dlatego... obecny król zarządził odszukanie syna. Miał on wtedy pięć lat. Został odebrany tak po prostu od matki. Miał być idealnym dzieckiem którego żona mu nie mogła dać. Jednak ona go nienawidziła, bo widziała miłość króla do tego dziecka. - nagle ścisnął dłoń w pięść i nieco się uniósł.- Dopiero po dwudziestu dwóch latach jednak przyszedł na świat prawowity i wyczekany syn. Ten z czystej krwi. To mu przysługiwało wszystko choć nikt nie chciał zdradzić prawdy że najstarszy syn króla był tylko awaryjną opcją. Dostał dwór, a młodszy syn za szybko musiał stać się królem... Starszy syn choć przysługującej mu funkcji oddał ją na rzecz brata... a go matka rozpieszczała, był za młody na ślub z twoją matką. Kobietą z słowiańskich ziem. Nie mogłem już uratować mej matki to chciałem uratować was.- mówił dość dużo jak na niego. Jednak wiedziała że nie może mu przerwać. Miała jedyną taką szanse. Jedyny czas kiedy mogła poznać jego prawdę.
- Nigdy nie chciałeś wujku być królem?- zapytała stosunkowo cicho. Spojrzał na nią z uwagą i pokiwał przecząco głową.
- Bycie królem zabrania ci kochać... musisz robić to co słuszne. Ja nigdy nie chciałem nikogo skrzywdzić tak jak mój ojciec osobę którą kochał... ale...-i ugryzł się w język. Szybko uciekł wzrokiem. Millie pierw myślała że dokończy, że jedynie zbiera myśli.
- Ale?- próbowała nawiązać z nim kontakt wzrokowy jednak na marne.
- Nie ma co rozdrapywać stare rany... trzeba zaakceptować to co jest.- powiedział na powrót chłodno wstając z ławki i podchodząc do jednego drewnianego słupa. Blondynka zagryzła dolną wargę. Zamiast dowiedzieć się więcej wszystko tylko utrudniało się.
- William dziś opuszcza dwór... stwierdził że bierze cię ze sobą.- nagle powiedział jakby mówił o pogodzie.
- Co?!- jej głos był niemal piszczący. Zerwała się na równe nogi. Dłonie zaczęły jej drżeć.- Nie możesz mu na to pozwolić!- krzyknęła podchodząc do niego. Szarpnęła za jego frak aby na nią spojrzał.
- Jest twoim ojcem.- podał przyczynę tego wszystkiego. Po jej policzku spłynęła łza, wiedziała co to wszystko znaczy. Wiedziała co ona tu robi.
- Specjalnie mnie tu przyprowadziłeś! Oni już mnie pakują?! A może siłą wezmą do wozu?! Chciałeś się tak pożegnać?! Nie rozumiesz że ja tam umrę?! - jej głos był bardzo cienki i wysoki. Karol zmieszał się marszcząc brwi.
- Dla mnie to wcale nie jest łatwe.- szepnął ochrypłym głosem.
- Nie wierzę ci!- krzyknęła uciekając z altanki. Biegła ile miała sił w nogach. 
        Wpadła do dworu zdyszana jednak miała jeden cel, odszukać Eda. Odnalazła go w jego pokoju, kiedy ubierał na siebie koszulę. Spojrzał na nią i od razu wiedział że coś się dzieje nie tak.
- Chcą mnie wywieść do zamku... On... William...mój ojciec... on mnie tam zabije...- wpadała w stan paniki. Ed podszedł do niej chwytając ją za ramiona.
- Nie pozwól im na to... błagam.- z trudem łapała oddech. Mężczyzna nie wiedział co ma robić. Rozejrzał się po pokoju.
- Nikt cię nie zabierze... nie pozwolę...- powiedział patrząc w jej niebieskie oczy po czym pociągnął ją za rękę w głąb pokoju. Z góry rozrzuconych ubrań wybrał parę spodni, białą koszulę i jakiś płaszcz.
- Przebieraj się, ja lecę po Amandę.- nakazał jej i ruszył do drzwi.
- Co chcesz zrobić?- rzuciła zanim wyszedł.
- Zaufaj mi.- sam nie wiedział że porywał się z motyką na słońce. Za sobą,zamknął drzwi na klucz po czym biegiem ruszył do kuchni gdzie mogła być służąca. Odnalazł ją dopiero przed dworem. Ona znała już rozkaz króla. Ed miał jedynie do niej jedną prośbę, którą oczywiście brunetka była skora spełnić. 
Wrócił do pokoju po blondynkę. Wchodząc do pokoju zobaczył stojącą ją w jego rzeczach. Były nieco za duże. Policzki miała różowe i pociągała nosem.
- I jak?- zapytała zerkając na swoje ciało. Ed niestety nawet w tym momencie nie mógł powstrzymać się od swych myśli które krążyły ku niej. Przybliżył tak aby być przy niej na wyciągnięcie ręki.
- Nie ruszaj się...- poprosił po czym ostrożnie rozwiązał jej włosy, pozbawił wstążki którą włożył sobie do kieszeni. Następnie wsadził jej blond pukle pod materiał koszuli, a na to pomógł jej założyć płaszcz. Włosów nie było widać.
- Wyglądam jak chłopak.- zauważyła.
- Taki był tego cel... choć.- wziął ją za rękę i pociągnął ku tylnym drzwiom. Dalej pobiegli dość szybko do części zabudowań gospodarczych. Dopiero w oddalonej oborze zobaczyła Amandę. Stała tam z koniem.
- Tylko on został.- powiedziała do Eda.
- Pojedziemy na jednym... na oklep... Ty się schowaj. Mogą ciebie wywieźć aby ją zwabić.- nakazał jej mężczyzna trzeźwo myśląc. Millie dopiero teraz o tym pomyślała. Przecież Amanda też była zagrożona!
- Nie mamy czasu...- stwierdził Ed widząc jak blondynka się waha. Amanda podeszła do przyjaciółki i ją przytuliła.
- Damy radę...- szepnęła do niej dodając przyszłej królowej siły. 
Ed nie czekał na jej słowa. Sam wsiadł na konia by zaraz wciągnąć ją na miejsce za nim. Silnym kopnięciem uderzył konia w boki ciała a ten ruszył przed siebie. Millie wtuliła się w jego plecy, zaciskając dłonie na jego koszuli. 
Musiała mu zaufać choć nawet nie wiedziała gdzie jadą.
 Co się stanie?
 Co z Amandą?
Co z nimi?



Tudum!
Obiecany rozdział nieco później niżeli miał być.
Przepraszam!
Jak wam się podoba?
Zapraszam do komentowania!

5 komentarzy:

  1. Nareszcie się doczekałam Świecy!

    OdpowiedzUsuń
  2. No i bardzo pięknie! W końcu rozdział! Mam nadzieję, że niedługo będzie kolejny c: takiiii zajebisty rozdział, że brak mi słow *o* zajebiscie to wszystko dopasowałaś do siebie, podziwiam Cie za to ze potrafisz tak pieknie pisac i z tak malych kawalkow, ktore zaproponowalam stworzyc taka niesamowita historie. Swieca coraz bardziej zdobywa moje serce, nie zaluje przez ani jedna chwile, ze zaczelam ja czytac. Ojciec Millie to dupek, gnoj i najgorsza gnida, a Karol.. Zupelnie inny czlowiek. Co w niego wstapilo? Ciekawa jest historia jego dziecinstwa, wgl sie nie spodziewalam, ze jego losy mogly takie byc. I wgl sie nie spodziewalam tego, co wydarzylo sie w tym rozdziale. Cudowny! Dziekuje :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo bardzo mi się podoba :)

    Zaczynam podejrzewać że może jednak to wuj jest jej ojcem :) ale to tak tylko przeszło mi przez myśl :)

    Podoba mi się zachowanie Eda i kibicuje mu mocno! Dobrze nagadał Williamowi i dobrze że postanowił "porwać" Millie !

    Ciekawa jestem co tam u naszej pipeczki Roberta :D hahaha

    Dodam na koniec że cały czas jestem pod wrażeniem stylu w jakim piszesz, tych ich zwrotów, jakbys żyła w tamtej epoce :) Wszystko jest takie prawdziwie. I w ogóle cała fabuła jest extra, :oby tak dalej !

    OdpowiedzUsuń